Pierwsze jazdy pojazdem Cugnota

Na przełomie lat 1770/71 nowy, duży pojazd parowy poddany został wielu próbom w obecności oficjalnych ekspertów wojskowych, którzy wydali bardzo pochlebne orzeczenie, gdyż ciągnik spełniał doskonale postawione mu zadanie, choć jego prędkość jazdy nie przekraczała niestety 4 km/h, zamiast wymaganych… piętnastu. Postęp był jednak niewątpliwy, gdyż nie trzeba było już rozpalać ogniska na ziemi, bo kocioł miał własne palenisko. Zresztą Cugnot miał już gotowy projekt zwiększenia prędkości przynajmniej do prędkości marszu kolumn wojska, aby artyleria nie musiała zostawać w tyle. Dalsze losy rozwoju i sprawy uzyskania zamówienia na większą serię pojazdów zależały od oficjalnego pokazu przed najwyższymi władzami państwowymi i arystokracją.
Nadszedł więc dzień pokazu i Cugnot, jak zwykle, zajął miejsce kierującego. Przesunąwszy drążek otwierający zawór dopływu pary, chwycił oburącz za dźwignię kierowniczą, wymagającą – niestety- użycia zbyt dużej siły, co miało być poprawione w następnych egzemplarzach. Pojazd z sykiem uchodzącej z cylindrów pary podobnym do dźwięku „cufu-cufu” ruszył sprawnie i przy żywiołowym poklasku zgromadzonej elity dworskiej potoczył się z dużą prędkością wzdłuż ulicy. A więc, sukces! Lecz… Co to? Pojazd zbacza z drogi? Jedzie wprost na mur? Zaciął się mechanizm kierowniczy, ten przeklęty mechanizm, który tyle już przysporzył kłopotów! Stać! Stać!
Niestety Cugnot nie miał siły, aby skutecznie zwrócić przednie koło z zawieszoną nad nim maszyną parową i przyczepionym ciężkim kotłem, pełnym wody. Stracił głowę i zapomniał o możliwości zatrzymania pojazdu przez zwykłe zamknięcie dopływu pary. Rozpędzony pojazd całą swą masą trzech ton uderzył w mur, który rozleciał się dosłownie w kawałki. Wśród okrzyków przerażenia, popłochu wywołanego obawą o eksplozję kotła i w zamieszaniu ktoś popchnął jakiegoś dygnitarza, ktoś nadepnął na stopę marszałka dworu, ktoś zdarł perukę z głowy hrabiego… Oburzenie było powszechne. Zawiedzeni widzowie głośno wyrażali swe niezadowolenie. Jedynie książę de Choiseul usiłował wskazać, że pojazd rozwaliwszy w kawałki solidny mur, sam nie poniósł poważniejszych uszkodzeń i mógł być niezwłocznie użyty do dalszej jazdy. Jednak zgromadzeni wypowiedzieli opinię zdecydowanie ujemną, wskutek czego dalsze próby zostały zaniechane.
Cugnot nie przejął się zbytnio wypadkiem. Przecież książę de Choiseul, który razem z wynalazcą dokonywał wszechstronnych prób, wierzył w celowość dalszych prób nad budową „mechanicznego muła”, więc jako minister wojny na pewno będzie udzielał dalszej pomocy. Ale, jak to często bywa z wynalazcami, szczęście nagle odwróciło się od inżyniera. Oto jego książęcy protektor popadł w niełaskę i poparcie nagle się skończyło. Nikt już nie chciał zajmować się cudacznym stworem, którym, jak dotychczas, jedynie matki straszyły niegrzeczne dzieci. Wóz już nie wyjechał na ulicę, aż do czasu, gdy w wiele lat później został troskliwie przewieziony do muzeum, aby stać się przedmiotem podziwu i zainteresowania techników całego świata. W dzisiejszych czasach żaden automobilista nie uważa się za pełnowartościowego, dopóki osobiście nie obejrzy parowego samochodu Cugnota, który znajduje się w „Muzeum sztuki i rzemiosła” w Paryżu, znanym pod nazwą „Conservatoire des Arts et Me-tiers”.
Cugnot, zrozpaczony niemożnością prowadzenia dalszych prób, kołatał do władz, usiłując przekonać je o wielkiej przyszłości swego wynalazku Daremnie! Nikt nie interesował się tego rodzaju „nowinkami”, które mogą wybuchnąć, jak bomba w każdej chwili. Jedynym skutkiem wielu interwencji było wyznaczenie mu, na odczepne, przez króla Ludwika dożywotniej renty w wysokości 600 franków. Była to zapomoga wystarczająca do bardzo skromnego życia, ale zupełnie niewystarczająca do prowadzenia jakichkolwiek prac konstruktorskich. Król nie miał zresztą zamiaru subsydiować prac Cugnota, lecz pragnął w swej łaskawości wynagrodzić go za kilka chwil rozrywki, dostarczonej zblazowanym i znudzonym członkom królewskiego dworu, którzy byli świadkami jazdy parowego wozu bez koni. Lecz i ten okruch łaski królewskiej nie na wiele się przydał.