Problemy z omnibusami

Jako przykład angielskiego zacofania, prowadzącego nawet do zbrodni, można wymienić pierwszą katastrofę, która wydarzyła się w 1834 roku. Na drodze z Glasgow do Painsley jechał, jak co dzień, parowy omnibus Scotta Russela wioząc, jak zawsze na tej trasie, 40 pasażerów i rozwijając prędkość dochodzącą miejscami do 30 km/h.

Komunikacja omnibusami parowymi była przysłowiową czerwoną płachtą na byka dla właścicieli konnych dyliżansów. Nie mogli oni znieść widoku parowego konkurenta, odbierającego im zarobki, i starali się wszelkimi środkami, ńie zawsze legalnymi i uczciwymi, utrudnić jazdę i obrzydzić ją pasażerom, nie cofając się nawet przed czynami graniczącymi ze zbrodnią.

Oto pędzi z górki znienawidzony omnibus Russela. W przydrożnych krzakach czają się pachołki opłacone przez bogatego dzierżawcę poczty konnej. Tuż przed nadjeżdżającym z pełną szybkością pojazdem ciskają w poprzek drogi potężną kłodę drzewa.

Kierujący usiłuje zatrzymać omnibus, ale to nie taka prosta sprawa. Pasażerowie, widząc sytuację i przewidując katastrofę, już zaczynają wyskakiwać, przy czym jeden złamie nogę, inny potłucze się boleśnie.

Ci ocaleją. Inni nie mają odwagi naśladować ryzykantów i tylko z przerażeniem patrzą, jak pojazd zbliża się do niebezpiecznej przeszkody, niewiele zmniejszając szybkość. Łamie się przednia oś, pękają koła. Przód pojazdu zarywa się w ziemię. Kocioł już szoruje po kamieniach, które rozpruwają blachę. Za chwilę następuje potężny wybuch i pojazd rozpada się na kawałki. Spod rozbitej maszyny wydobywają się jęki rannych. Zabici, a jest ich wielu, już przestali krzyczeć.