Sabotaż omnibusów

Mimo wszelkich trudności i wielu wypadków powodowanych przez sabotowanie parowych omnibusów, Anglia wciąż jeszcze przodowała światu. Mimo wszelkich przeszkód działalność przedsiębiorców przewożących podróżnych parowymi pojazdami przybierała nasilę i na znaczeniu w gospodarce narodowej.

Rozwój był tak żywiołowy, że wreszcie poważnie zaniepokoił już nie tylko właścicieli konnych dyliżansów, ale i towarzystwa kolei żelaznej, które zainwestowały znaczne kapitały w budowę linii kolejowych. Towarzystwa te słusznie zauważyły, że przewóz omnibusami wymagał mniejszych nakładów pieniężnych, gdyż obywał się bez torów kolejowych i urządzeń stacyjnych. Trzeba więc było wszcząć jakąś poważną akcję, aby skutecznie zahamować rozwój komunikacji drogowej parowymi pojazdami. Zaczęło się od przeprowadzenia uchwały pobierania myta przed każdym miasteczkiem, wsią, osiedlem, a nawet w szczerym polu, albowiem myto miał prawo pobierać każdy właściciel skrawka ziemi, przez który prowadziła trasa pojazdu; przedsiębiorcy myto płacili, podniósłszy nieco ceny opłat za przejazd. Wobec tego zaczęto pobierać myto również od każdego podróżnego. Powodowało to nie tylko irytację jadących, ale i poważną stratę czasu, gdyż takie „umiejętne” pobieranie opłaty trwało godzinami.

Mnożyły się akty sabotażu, zmuszające kierujących pojazdami do jazdy jedynie w dzień i to z minimalną szybkością wszędzie tam, gdzie można spodziewać się ułożenia przeszkody na drodze, wykopania rowu w poprzek jezdni lub rozpalenia na drodze ogniska. Wszelkie
utrudnienia stawiane ruchowi omnibusów działały przecież na korzyść przedsiębiorstw kolejowych.
Gdy i to wszystko nie dawało odczuwalnych rezultatów, a komunikacja omnibusowa coraz wyraźniej zagrażała kolei, sięgnięto do bardziej wyrafinowanych środków. Przekupiono lekarzy, którzy pod powagą swego zawodu ustalili i ogłosili publicznie, że jazda omnibusem parowym jest dla człowieka zgubna, gdyż działa szkodliwie na organizm ludzki. Przekupiono uczonych, którzy zaczęli przepowiadać serię eksplozji kotłów parowych, udowadniając to rzekomymi obliczeniami. Wreszcie sięgnięto do środków poza ziemskich, nakłaniając wielu duchownych, aby ostrzegali wiernych przed korzystaniem z szatańskiego dzieła, uniemożliwiającego rzekomo osiągnięcie zbawienia.
Wszystkie te środki jednak na ogół zawodziły gdyż, mimo wszystko, komunikacja omnibusami parowymi była znaznie tańsza od kolejowej; wypadków było stosunkowo niewiele, mniej niż na kolejach, gdzie pękały pod pociągami kruche, żeliwne szyny (walcowanych jeszcze nie było), a promocję do zbawienia uzyskiwało się za pomocą odpowiedniego datku na parafię.
Nie bez znaczenia był fakt, że nie wydarzył się ani jeden wypadek napadu rozbójników na parowy omnibus, który jechał stosunkowo szybko i wzbudzał respekt, jako, że konie bandytów bały się buchającego parą i iskrami potwora, a pieszo nie można było go dogonić i zatrzymać, Natomiast nie było takich przeszkód przy napadach na dyliżansy konne, co przeważało, oczywiście, szalę na stronę pojazdów parowych.
Walka jednak stawała się coraz bardziej zacięta i bezwzględna. Każde chwyty były dobre.